Dragon Starachowice - News

29-03-2016

Szczepan Stawiarski o wyjeździe do Tajlandii


Szczepan Stawiarski szlifował formę w egzotycznym zakątku globu
Tajlandczycy chcieli mnie u siebie zatrzymać
Fanom sportów walki nie trzeba przypominać, że światową mekką muay thai jest Tajlandia. Na własnej skórze przekonał się o tym, reprezentant starachowickiego Dragona Szczepan Stawiarski, który pod koniec ub. roku, podczas mistrzostw Polski w kickboxingu w formule oriental rules wywalczył złoty medal w kategorii do 81 kg. Utytułowany fighter przez 3 tygodnie przygotowywał się do startów w sezonie, na największej wyspie Tajlandii – Phuket, gdzie stoczył jeden z pojedynków. Z Czytelnikami TYGODNIK-a podzielił się wrażeniami.

 

TYGODNIK: Nie każdy ze sportowców, zwłaszcza w trakcie trwania sezonu może pozwolić sobie na taki wyjazd. Tobie ta sztuka się udała. Jedno z twoich marzeń w przygodzie ze sportami walki spełniło się?

SZ. STAWIARSKI, ZAWODNIK DRAGONA STARACHOWICE: - Z pewnością można to tak nazwać, a pół żartem pół serio mogę powiedzieć, iż były to najlepsze i niezapomniane wakacje w życiu. Szczerze mówiąc o odpoczynku nie mogło być mowy. Trzeba było ostro zasuwać. W ciągu ponad 20 dni, miałem tak naprawdę tylko jeden dzień przerwy. Od początku obozu w Tajlandii miałem świadomość tego, że będę się nie tylko przygotowywał, ale także stoczę pojedynek. Poranki i wieczory zarezerwowane były na treningi biegowe. Mogłem nie tylko oderwać się od codziennych obowiązków, ale przede wszystkim poprawić to, co było moim zdaniem do poprawienia. Mogłem skoncentrować się tylko i wyłącznie na pracy nad odpowiednią dyspozycją.

Do kraju wraz z tobą dotarły informacje, że Tajlandczycy nie chcieli cię tak łatwo puścić do Polski...

- Powiem nieskromnie, że byli zadowoleni z tego jak prezentowałem się w czasie 3-tygodniowego zgrupowania. Pojawiła się propozycja bym został w Tajlandii i walczył dla nich. O posiłki musieliśmy dbać samemu. Tak w przypadku samego campu jak i w gymie. Mogłem skosztować zarówno tajskiej kuchni, jak i europejskiej. Do wyboru, do koloru. Phuket to wyspa nastawiona na turystów. Wstawaliśmy o godz. 7, biegaliśmy ok. 7-8 km, a już o 8 mieliśmy pierwszy trening. Po obiedzie czekał mnie lekki odpoczynek, wieczorem trening numer dwa. Trenerzy z jakimi przyszło nam współpracować zwracali także uwagę właśnie na odpoczynek i sen. Zajęcia składały się z elementów technicznych, takich jak walka z cieniem, praca na tarczach, 3-4 rundy lekkiego sparingu, 10-15 minut klinczu. Powtarzalność u Tajlandczyków do podstawa. Szkoła muay thai, czyli tajskiego boksu w której trenowałem ma najdłuższą tradycję  na wyspie Phuket. Sięga ćwierćwiecza. Generalnie takich szkół jest znacznie więcej.

Na miejscu okazało się, że będziesz miał możliwość stoczenia pojedynku. Był to pierwszy, tak poważny sprawdzian w tym roku.

- W tej części Tajlandii pojawia się sporo Europejczyków. Warunek obozu jest taki, by sprawdzić się z rywalem. Zainteresowanie taką formą walki jaki muay thai jest ogromne. Ludzie, którzy przyjeżdżają, zwiedzają wyspę chcą także oglądać pojedynki. Sądziłem, iż ta konfrontacja odbędzie się już na koniec zgrupowania. Odbyła się tydzień przed moim wyjazdem. Przez ostatnie kilka dni miałem czas na regenerację sił. Moim rywalem był Chilijczyk. Walka mogła się podobać. Pięć trzyminutowych rund było wyrównanych. Przeciwnik był nawet liczony, ale ostatecznie to on odniósł wygraną na punkty. Nie było oszczędzania się. Iskry leciały na ostro. Do dziś odczuwam jej skutki. Wkrótce walka pojawi się pewnie w sieci.

W ub. roku, tuż po jakże udanych dla ciebie mistrzostwach Polski w kickboxingu w formule oriental rules wspominałeś, że wyjazd w egzotyczny zakątek świata ma być kluczowym elementem przygotowań do sezonu. Cel na ten rok to z pewnością obrona tytułu mistrza kraju.

- Pierwsze zawody w jakich wezmę udział to mistrzostwa Polski w muay thai, organizowane jednak nie przez Polski Związek Kickboxingu. Postaram się w nich wypaść jak najlepiej. Wiem, że podczas mojej nieobecności w kraju koledzy z Dragona świetnie spisali się w kolejnej, wielkiej imprezie. Tajlandia to mekka światowego mauy thai. Jest jednak wiele różnic między tym jak trenuje się na Starym Kontynencie, a jak tam. Tajowie stawiają na walki w parach. Jeden szkoleniowiec prowadzi 3-4 zawodników. Pracuje się w małych grupach. Nie tak jak w Polsce, gdzie jeden trener pracuje z grupą 20 lub 30 fighterów.