Dragon Starachowice - News
Frycowe już zapłacił, ale wiele przed nim
Wychowanek Marka Jasińskiego zebrał dobre recenzje
Frycowe już zapłacił, ale wiele przed nim
Robert Siebyła jest drugim, po Erneście Kiślu fighterem starachowickiego Dragona, który na przestrzeni kilku ostatnich tygodni zaliczył debiut na zawodowych ringach. Podczas II edycji gali zorganizowanej przez kaliską federację A1, skrzyżował rękawice z Dawidem Wiśniewskim. Doświadczony rywal postawił trudne warunki, pewnie zwyciężając. Mimo przegranej, podopieczny trenera Marka Jasińskiego może być zadowolony. Dlaczego?
TYGODNIK: Pana zawodnik musiał nie tyle rozprawić się z bardziej doświadczonym przeciwnikiem, ile z presją jaka wiązała się z debiutem na zawodowym ringu.
M. JASIŃSKI, TRENER DRAGONA STARACHOWICE: - Stres w życiu każdego sportowca powinien być czymś naturalnym, normalnym i w pełni wkalkulowanym. Robert należy jednak do tego grona, że przed każdym pojedynkiem nie czuje stresu, lub potrafi sobie z nim poradzić. Nie widać u niego napięcia. O tym, że w maju stoczy pierwszą walkę na zawodowym ringu wiedział od dawna. Dlatego też obraliśmy taką formę przygotowań, która ukierunkowana była pod galę. Pojedynek toczył się na pełnych zasadach muay thai, a zatem bez ochraniaczy na głowę, w rękawicach. Najbardziej obawiałem się, że Robert rozbity zostanie właśnie przez ciosy zadawane łokciami. Znał rywala i pamiętał pojedynek z nim, kiedy spotkali się po raz ostatni w Starachowicach. Bilans Dawida Wiśniewskiego musiał budzić szacunek, kiedy okazało się, że ze stoczonych ok. 40 pojedynków amatorskich przegrał jedynie jeden. Gdzie? Podczas mistrzostw świata muay thai. Przez uderzenie poniżej pasa.
Bilans rywala to jedno. Drugie to ściany. Walczył przed własną publicznością.
- Klub, którego reprezentantem jest Wiśniewski specjalizuje się w formule muay thai. W przeciwieństwie do nas, co nie zmienia faktu, że chcemy położyć większy nacisk na trenowanie tajskiego boksu. W grudniu Starachowice były organizatorem mistrzostw Polski w formule oriental rules. Jak wypadliśmy na nich, nie trzeba chyba nikomu przypominać. Dobrze byłoby powtórzyć wynik. Wiele ośrodków sportów walki stawia dziś na muay thai, które świetnie się ogląda. Robert nie ma ostatnio szczęścia do werdyktów. Przegrywa na punkty 1:2, nie mając przychylności sędziów po swojej stronie. Ma pod górkę. W Kaliszu już w 1. rundzie był zaskoczony mocnym kopnięciem na głowę. Był liczony. Bałem się, że Wiśniewski zakończy to, co zaczął. Stało się inaczej. Robert przetrwał, a w dwóch kolejnych odsłonach był bardziej aktywny. Zadawał sporo ciosów łokciami. Mimo wyliczenia, miałem nadzieję, że werdykt będzie dla nas korzystny.
Siebyła frycowe zdążył już zapłacić. Czas na kolejne wyzwania.
- Faktem jest, że mierzył się z zawodnikiem ze stajni organizatora gali. Dlatego o przychylność sędziów nie było łatwo. Robert pokazał się z dobrej strony, z jego występu można być zadowolonym. Gala stała na wysokim poziomie. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania, zapraszając do pojedynków wartościowych fighterów. Było na co popatrzeć.
Dla Dragona jak i samego Siebyły, występ na gali w Kaliszu będzie początkiem wielkiej przygody z ringami zawodowymi?
- Mamy taką nadzieję. Jesteśmy w kontakcie z dwoma promotorami: Arkadiuszem Wełną oraz Dariuszem Wiśniewskim. To doświadczeni dżentelmeni, którzy mają za sobą organizację ok. 50 gal dla różnych federacji. Współpracują z zagranicą, a ich imprezy toczą się na zasadach tajskiego boksu i K-1. Czy jest szansa na dłuższą współpracę? Z pewnością tak. Szanse na to, by wkrótce zarówno Robert jak i Ernest Kisiel stoczyli kolejne walki zawodowe są spore. Zwłaszcza jeśli spojrzy się na wszelakie rankingi muay thai. Te są trzy: A, B i C. W ostatniej z wymienionych kategorii znajdują się ci zawodnicy, którzy stoczyli do 10 walk. By wejść do klasy B, trzeba mieć stoczonych ponad 10. By znaleźć się w klasie A, licznik pojedynków winien dobić do 30. Dzięki temu, w trakcie gal nie ma starć bez emocji. Zawodnik z klasy C nie spotka się z kimś z klasy A. Świat zawodowych gal rządzi się jednak innymi prawami. Wchodząc do niego, nikt nie pyta się ile dany fighter stoczył walk amatorskich. Liczy się co innego. Promotorów interesują tylko walki zawodowe.
Robert i Ernest, jak na razie podążają ścieżką wydeptaną przez Dawida Kasperskiego?
- Byłoby fajnie, gdyby w przyszłym roku o naszej eksportowej dwójce było jeszcze głośniej. Myśląc o ich sportowym rozwoju, w pierwszej kolejności trzeba myśleć o organizacji pojedynków. Zawodowstwo to inny poziom. Nie sztuką jest nabijać zawodnikom bilans na siłę. Sztuką myśleć o nich perspektywicznie.
Rozmawiał Rafał Roman
Czy wiesz, że...Podopiecznych Marka Jasińskiego czeka kilka ważnych wyzwań. Pierwsze, a zarazem najbliższe to mistrzostwa Polski w formule K-1. – Krajowy czempionat będzie miał dla nas spore znaczenie. Robert Siebyła i Ernest Kisiel w tym roku po raz ostatni startować będą jako juniorzy. Jeśli zaprezentują się z dobrej strony, będą mieć sporą szansę na wyjazd na mistrzostwa świata – podkreśla popularny Samuraj.